Jump to content

NEW VIDEO: The EASIEST Way to Stop Gaming

[PL] 1UP - Time to level up


fil

Recommended Posts

Jest mi dzisiaj bardzo źle. Od rana zmagam się z ogromną ochotą grania (jeszcze większą niż wczoraj). Oglądałem mnóstwo filmików z Factorio i jeden z Planet Coaster. Staram się to traktować jako okazję to wyciągnięcia wniosków co mnie aż tak triggeruje, co takiego jest w factorio, że mam taką ogromną ochotę w to zagrać (mimo, że nie spędziłem w tej grze więcej niż 15h...).

IMHO Factorio w swoich założeniach bardzo przypomina programowanie. Patterny z przesyłaniem surowców między fabrykami to jak projektowanie dobrych API - modularnych i rozserzalnych. Chyba brakuje mi po prost kreatywności i produktywności. To uczucie, że budujesz coś, widzisz tego efekty, ulepszasz to. Dlatego tak bardzo mam ochotę zagrać właśnie w base buildery - Cities skylines, banished, planet coaster i spróbować rimworld. Wiem, że pewnie gdybym to zrobił, to szybko bym przestał, bo doszedł bym do wniosku, że to co buduje nie ma żadnej wartości - hej, to przecież piksele w grach.

Tylko dlaczego nie mogę po prostu zaspokoić tej potrzeby kreacji przez programowanie swojego projektu? Nie potrafię się absolutnie za to zabrać. Wracam do domu i mam "łóżkowy paraliż". Leżę i biernie pochłaniam youtuba. Myślę, że zanim wstanę i wezmę się za swój projekt to najpierw muszę posprzątać mieszkanie, zadbać o resztę spraw życiowych... ale tych rzeczy nie umiem ruszyć ani się za nich zabrać.

To jakiś bełkot co piszę.

Straciłem pasję do swojej pracy. Nie chcę mi się pracować. Chciałbym zrobić sobie przerwę. Nie wakacje, tylko przerwę. Mieć tydzień lub dwa na całkowite odgruzowanie życia. Żaluję, że odwołałem swój urlop (miał się zacząć jutro i skończyć na początku marca).

Jedyne co udało mi się dzisiaj osiągnąć to pójście na siłownie.

Mam wrażenie, że ludzie o generacje starsi ode mnie, którzy mają teraz niepoukładane życie, to prowadzili się w swoich wczesnych latach studenckich właśnie w taki sposób jak ja. Skończę jak oni.

Jestem bardzo wdzięczny, że dołączyłem do GQ. Gdyby nie to, że tu jestem, to dzisiaj bym na pewno złamał postanowienie niegrania.

Link to comment
Share on other sites

  • Replies 66
  • Created
  • Last Reply

Top Posters In This Topic

Chciałem zacząc od dzisiaj (konkretnie od masywnego sprzataniaa), ale nie dałem rady. Nie poszedłem tez na siłowniei i zjadłem tylko obiad z baru mleczengo. Z pasa cm. nie spadają - muszę poświęcić więcej uwagi na ten rejon. Na siłowni progresuje, więc chyba tutaj jest lepiej. Wyglądam niegorzej niż ja sprzed 2 tygodni. 

Po mało produktywnym dniu w pracy, trafiłem do dentysty, który usunął mi ósemkę. Po powrocie lęze w łózku, oglądam youtube'a (teraz w proponowanych mam same factorio) i trochę podsypiam. Ból mnie całkowicie paralizuje :/ Zjem dopiero cos jutro, dobrze mi zrobi na diete

Link to comment
Share on other sites

  • 2 weeks later...

Nie było mnie ponad 8 dni. Od soboty była dla mnie równia pochyła. Cały weekend właściwie nie wychodziłem z łóżka. Zamawiałem jedzenie do domu, totalnie odleciałem dietetycznie - jadłem dużo i niezdrowo. Dopiero we wtorek poczułem wyrzuty sumienia i poszedłem pierwszy raz na siłownię po 4 dniach przerwy, ale w środe i czwartek powróciłem do stanu weekendowego.

Cały swój tydzień w pracy 'przebimbałem'. Właściwie to nie zrobiłem absolutnie nic, w pracy oglądałem ciągle filmiki z factorio. Obiecywałem sobie że porobię coś wieczorem, że jakoś nadrobię te zaległości w pracy, ale nie potrafiłem niczego dopiąć. Wracałem do domu, kładłem się na łóżku i paraliż aż do rana. Pracujemy w 2 tygodniowych time-boxach, więc każdy ma konkretne zadania do wykonania, z których rozliczamy się na spotkaniach całego zespołu. Wiedziałem, że brak pracy nie może przejść niezauważony.

Miałem zaplanowany występ mojej grupy impro - nie poszedłem na niego, miałem nadrobić zaległości z pracy (ale oczywiscie tego nie zrobiłem). Doszło do tego, że nawet na czwartek i piątek wziąłem wolne - nie poszedłem do pracy. Uciekam od konsekwencji jak małe dziecko... bo chyba najwyraźniej nim jestem.

Nie mam absolutnie motywacji do pracy, którą wykonuję... całkowicie mi się nie chcę.

Poznałem dzisiaj termin hikiomori (to z japońskiego), który określa ludzi, którzy zamykają się w swoim pokoju i żyją w izolacji od społeczeństwa. Wychodzą tylko po to, żeby coś zjeść, unikają interakcji z ludźmi i oddają się jakiemuś 'izalocyjnemu' zajęciu jak np. granie w gry, czytanie mangi czy oglądanie anime. Dotknęło mnie to mocno, bo widzę w tym siebie.

Od piątku już wróciłem do normalnego jedzenia i ćwiczeń. Przynajmniej w tej strefie odzyskałem kontrolę. 

Cieszę się, że w tym zmarnowanym tygodniu udało mi się utrzymać absytnencję od grania, a było mi naprawdę ciężko. Teraz ta rządza grania jest już stłumiona, mogę wrócić do 'codzienności'. Wiedziałem, że jeśli wtedy pozwolę sobie zagrać to będzie dla mnie już totalna droga na dno - zaraz bym wrócił do narkotyków i zniknął z życia na wiele miesięcy. Trzymało mnie cały czas to, że licznik na www.chains.cc przypominał mi, że za mną już 30 dni detoxu.

 

Link to comment
Share on other sites

Jeśli widzisz że coś działa destrukcyjnie jak gry, narkotyki, niezdrowa żywność itd. To masz już największy pokaz tego, że powinieneś to rzucić, przez własne doświadczenie. Nie zastanawiaj się nad tym za dużo, po prostu tego nie rób, przejdź do innej czynności. Zajmij swój umysł czymś pozytywnym i najważniejsze: NIE poddawaj się!!!

 

Link to comment
Share on other sites

To był bardzo dzwiny dzień dla mnie. Jestem mieszaniną wielu pozytywnych i negatywnych uczuć, ale cieszy mnie to bardzo. Jakaś odmiany od obojętnej próżni :)

Niedziele nie sfinishowałem jakoś wyśmienicie, ale ten dzień zdecydowanie był krokiem naprzód z poprzedniego tygodnia, który był absolutną degradacją. Posiłek zjadłem domowy (przygotowany z soboty!), byłem na siłowni i wróciłem na forum. Wieczorny accountability call, który zamienił się w luźną pogadankę ze Szwingiem. Po rozmowie skypowej miałem w końcu zrobić to co muszę do pracy i nawet zacząłem coś dubać, ale w bardzo niezorganizowany sposób, bo co chwile robiłem sobie przerwe na youtube'a. Oglądałem foodbooki bulimików - jedzą po 19k kcal (dzie-więt-naś-cie ty-się-cy!!!!). Był to w pewien sposób dla mnie kop motywacji, żeby brnąć dalej w swoje siłownie i w miarę kontrolowaną diętę.

Kiedy zorientowałem się, że i tak nie dam rady zrobić projektu do pracy przed porankiem, to poszedłem spać. Była gdzieś 3 w nocy. Wstałem na chwilę przed ósmą, przygotowałem sobie śniadanie (jej! pierwszy raz od dawna, super uczucie) i na 8:30 byłem w pracy. Wszystkim właściwie było obojętne, że nie dokończyłem swojego zadania. Idziemy dalej i nie przejmujemy się. Szkoda, bo chciałem odbyć karę i być skarconym - zasłużyłem na to.

Dzisiaj właściwie cały dzień zamknął się w spotkaniach, więc pracy "netto" nie było prawie w ogóle. Coś dłubnąłem przez kilkadziesiąt minut i poczułem iskierkę pasjonaty. Zaczynam się wkręcać w temat mojego aktualnego zadania, w końcu wiem jak je wykonać i jestem już trochę lepiej nastawiony. Mimo wszystko i tak siedział we mnie spory stres związany z nieoddaniem zadania na pierwszy termin i cały dzień miałem podły humor i wyżywałem się na osobię, której bardzo nie lubię. Nikt jej nie lubi, więc właściwie nie czułem się z tym źle. Od dawna chciałem jej jakoś dokopać. Poczułem ulgę... (ale jestem złym człowiekiem).

Wróciłem do domu pełen pozytywnej energii. Myślę, że to dzięki temu, że spadł ze mnie ciężar tego niedokończonego zadania... dostałem drugą szansę i chcę ją wykorzystać. Po powrocie do domu przeszedłem się z psem na spacer i swoją pozytywną energię postanowiłem wypalić w siłowni. Niestety nie dałem z siebie wszystkiego... nie miałem całkowicie sił na bieżnie. Jeśli rano będę miał zakwasy to będę z siebie zadowolony :)

Zaczynam powoli dostrzegać małe zmiany w kompozycji mojego ciała. Mogę już wymacać mięśnie, których wcześniej w ogóle nie czułem. Zajebiste uczucie. Ciągle sobie powtarzam, że to i tak wolny progress i powinienem dać z siebie więcej... nie wiem jak z tym walczyć. Nie potrafię po prostu być z siebie zadowolony. Czasem to działa na moją korzyść (daję z siebie więcej niż inni), ale czasem ma to odwrotny skuten i po prostu poddaję się przedwcześnie.

Wróciwszy do domu miałem w planie zabrać się za sprzątanie (miałem do tego siłę i chęci!), ale znajoma zachęciła mnie do wyjścia do kina. Przyznam się bez bicia, że była to czysta forma prokrastynacji dla mnie, ale z drugiej strony fajnie, że wyszedłem z domu. Po kinie od razu zabrałem się za pisanie tego wpisu. Jest już późno, więc idę spać. Chcę wstać przed 6:00.

 

Ogółem to jestem dzisiaj szczęśliwy, mimo że mampodły humor i przelewałem go na innych. Po prostu byłem sobą :D, jak fajnie.

Czy dzisiaj stałem się lepszą wersją siebie?

Delikatnie, ale tak. Dieta 'na oko', ale chyba zmieściłem się w limicie kalorycznym. Siłownia, kino i jakotakie poukładanie spraw w pracy.

Link to comment
Share on other sites

Cały dzień byłem poza domem. Nie poszedłem na siłownie i z lenistwa zjadłem dzisiaj na mieście. Internet  mi przestał działać. Muszę posprzątać w mieszkaniu żeby ekipa techniczna mogła naprawić usterkę... jutro to zrobię. idę spać.

Dzisiaj jestem z siebie zadowolony.

Na spotkaniu z improwizacji dałem z siebie więcej niż zwykle i było to chyba zauważone. Dobrze mi zrobił dzisiejszy warsztat

Link to comment
Share on other sites

No to był tragiczny dzień...

Generalnie na 16 z hakiem miałem umówioną wizytę ekipy technicznej do naprawy internetu. Moje mieszkanie wymagało posprzątania.. więc postanowiłem zostać w domu, nie iść do pracy (dzisiaj był oficjalny dzień zdalny w pracy, więc i tak w biurze nikogo nie było) i przełożyć pracowanie na wieczór.

Miałem więc wizję, że mam cały poranek i popołudnie na sprzątanie. No i na drodze sprzątania popełniałem same elementarne błędy. Więć zaczynając od samego początku...

Już wczoraj podczas spotkania mojej grupy impro zjadłem sobie dwa ciastka... więc dzisiaj rano, jak wpadłem na pomysł, że zjem na śniadnaie drożdzówkę to nie potrafiłem sobie odmówić. Gdybym wczoraj nie zszargał sobie 'dobrej diety' ciastkami, to pewnie dzisiaj zdecydowałbym się jednak na zdrowe śniadanie. No ale jednak pustka w lodówce i bałagan w kuchni nie ułatwił mi podjęcia się "wysiłku" jakim jest przygotowanie sobie śniadania.

Skoro kupiłem sobie drożdzówkę, no to mogę już sobie po drodzę kupić też colę. Dlaczego nie... więc tak też i uczyniłem. Po takim starcie dnia stwierdziłem, że jeszcze coś obejrze sobie w necie (na internecie z komórki) i tak mi minął czas do południa. Miałem wyrzuty sumienia po drożdzówcę, ale wiedziałem, że to jakoś można wliczyć w bilans kaloryczny i odmówić sobie innej potrawy.

Niestety zadanie to nie było tak łatwe. Mentalnie uciekałem od sprzątania jak tylko mogłem, więc znalazłem jeszcze czas na pójście na lunch do pobliskiej stołówki (gdzie sobie pozwoliłem sobie na pierogi...a co! Przecież już i tak dietetycznie ten dzień jest tragedią). 

Postanowiłem do sprzątania puścić sobie jeden z moich audiobooków. Mam parę, które niosą ze sobą wspaniałe wspomnienia. Co roku na snowboardzie w górach słucham po 2-3 audiobooki na stoku. Jeden z nich męczyłem już z 4-5 razy. Postanowiłem do nich wrócić teraz. Jak już tylko odkopałem go na dysku i puściłem na głośnikach to jakoś to sprzątanie się rozpędziło. 

Nie wysprzątałem wiele, ale jest trochę lepiej. Niestety w procesie sprzątania często od niego uciekałem - np. pobawić się z psem albo wyprowadzić go na spacer. Najgorsze jest to, że w takich sytuacjach prokrastynuje przez jedzenie. Wyszedłem więc raz po całą tabliczkę czekolady, którą zjadłem od razu, a potem jeszcze dobiłem się kolejną drożdzówą (to takie mega duże drożdzówy :D). Bez żadnych hamulców dzisiaj.

Suma sumarum do 16 nie wysprzątałem tak jak chciałem. Całe szczęście wizyta techników nie była potrzebna, bo usterka była poza mieszkaniem, na jakimś ogólnym więźle łączniczym. Powinienem w tym momencie zacząć pracę, ale poszedłem spać (czułem się jakiś bardzo ospały, serio). Męczyły mnie koszmary... wstałem o 20:30, 4h później i podjąłem pierwszą dobrą decyzje tego dnia: pójdę na siłownie.

Dało mi to energie, żeby jutro odmawiać sobie pokolei wszystkich pokus. Może jakoś przetrwam. Dzień pracy odrobię w weekend. 

Nie potrafię mieć uporządkowanego życia bez uporządkowanego mieszkania. Muszę się w końcu zabrać za to. Jak już raz posprzątam to wynajmę sprzątaczkę, żeby już nigdy nie zejść poniżej tej niezdrowej bariery, która panuje u mnie teraz. Jest tak źle, że po prostu wstydzę się wynająć kogokolwiek.

Nie wiem jak to się dzieje, ale mój dotychczasowy pasek przestaje już trzymać mi spodnie. Podniosło mnie to na duchu.. czyli jednak trochę wagi tracę.

Czy dzisiaj stałem się lepszym sobą?

Nie. Nie osiągnałem zamierzonego celu, uciekałem od niego i narobiłem sobie zaległości w pracy.

Link to comment
Share on other sites

ostatnie pare dni (2? 3? 4? nie wiem.. wszystko się zlewa w jedność).

zacząłem łączyć fakty. już kiedyś byłem w takim stanie. mam ewidentnie zjazd po odstawieniu alprazolamu (xanax). Dostałem listek 10mg (a może mniej?) żeby przespać trasę autokarową z polski do francji (jadę na snowboard). Wszystko przećpałem (zażyłem?) przez 4 dni przed wyjazdem.

Nie śpię chyba od doby albo dwóch... prześpię się w autokarze, oby. Słyszę różne głosy, mam paranoje... czuję się jakbym żył w jakimś matrixie.

xanax wziąłem pierwszy raz od kilku miesięcy. nie chcę tego dotykać nigdy więcej... to po prostu niszczy mnie całkowicie. 

Link to comment
Share on other sites

Uciekanie w lekozależność nigdy nie jest rozwiązaniem. W szczególności z benzodiazepinami. Nie szukaj substytutu tutaj, bo wciągniesz się w kolejny nałóg.

Polecam Ci zainteresować się ziołowymi tabletkami uspokajającymi. Powinno podziałać jako taki DUUUUŻO SŁABSZY substytut, który nie ma efektów ubocznych, jeżeli nie bierzesz leków przeciwzakrzepowych.

Pozdrawiam, Mad Pharmacist

mógłbyś być walterem whitem! :)

Link to comment
Share on other sites

  • 2 weeks later...

Cześć Chlopaki,

bardzo mi miło, że się odzywacie! :) Trwam w abstynencji i generalnie wyjazd dobrze wpłynął na moją kondycje pychiczną. Czuję się teraz lepiej ze sobą i póki co nastrój się utrzymuje. Napiszę coś więcej na dniach, obięcuję :) 

Link to comment
Share on other sites

  • 2 months later...

hej, najwyraźniej miałeś racje. Udało mi się doczłapać do magicznych 100 dni bez grania (może +/- 5 dni). Potem zagrałem parę razy, z pełną kontrolą, po godzince dziennie. A potem odpłynąłem, że aż port schował się za horyzont... czas wrócić

Link to comment
Share on other sites

Create an account or sign in to comment

You need to be a member in order to leave a comment

Create an account

Sign up for a new account in our community. It's easy!

Register a new account

Sign in

Already have an account? Sign in here.

Sign In Now

Join Our Discord Server!

Connect, discuss, and have fun with fellow members on our official Discord server.

Join Now


×
×
  • Create New...